wtorek, 6 listopada 2018

# 27


Bardzo mnie cieszy tej jesieni częsty brak dni pełnych ołowianych chmur, deszczu i przejmującego wiatru. Patrzę za okno i uśmiecham się od rana do pogodnego nieba. Słońce w ciągu dnia rozbiera nas z jesiennych okryć, nierzadkim jest na ulicy widok młodej osoby spacerującej w koszulce z krótkim rękawem. Aż chce się żyć :).
Ubiegły tydzień należy do grona tych ulubionych. Wystarczył mi dzień urlopu bym mogła przez 4 dni cieszyć się brakiem wczesnego wstawania i każdą chwilą spędzoną z Konradem. Grobami najbliższych zajęłyśmy się z siostrą kilka dni przed świętem. Ze zniczami i chryzantemami pojechałyśmy dzień wcześniej. A 1 listopada, razem z Konradem, wybraliśmy się na cmentarz wieczorem, mając nadzieję na mniejsze tłumy w komunikacji miejskiej. Niestety, nie było tak różowo. Ale spacer alejkami cmentarza, w blasku płonących zniczy, zrekompensował nam tę niedogodność. Choć coraz trudniej o chwile ciszy w tym miejscu. Przed cmentarzem pootwierano stoiska z kebabami, oscypkami, słodyczami i świecącymi gadżetami dla dzieci. Rodziny, które miały okazję spotkać się przy rodzinnym grobie, robiły sporo zamieszania i gwaru. W piątek piękna pogoda skłoniła nas do wyprawy na groby moich dziadków, które położone są w rodzinnych stronach moich rodziców. Prawie 100 km w jedną stronę. Namówiłam także siostrę by się z nami wybrała. Przy okazji pojechaliśmy spojrzeć na dom rodzinny naszej mamy, który parę lat temu został sprzedany stając się miejscem letniego wypoczynku familii lekarzy. Przypominałyśmy sobie nazwiska mieszkańców poszczególnych gospodarstw., usiłowałyśmy lokalizować tych których pamiętamy, a których już nie ma pośród żywych. Nie spotkałyśmy nikogo znajomego. Wieś pogrążona była w słońcu, gorzkim zapachu jesieni i ciszy. Kiedyś było to wręcz nieprawdopodobne, by nie zobaczyć ludzi krzątających się od rana wokół domu. Kolejny raz miałam sentymentalną podróż do przeszłości.
Mam dosyć duże poczucie niezależności. Nim zaproponowałam Konradowi wspólne zamieszkanie trochę czasu zajęło mi rozważanie, czy poradzę sobie z dzieleniem się z nim np. przestrzenią. Mając na uwadze własne, od ładnych, paru lat singielskie przyzwyczajenia, obawiałam się, że nagle zrobi się ciasno. Na szczęście moje obawy okazały się być niepotrzebnymi. Całkiem gładko weszłam w naszą, wspólną codzienność. Choć to do mnie niepodobne, to wiele rzeczy robimy wspólnie. Rzadko spędzamy wolne chwile z dala od siebie. Tylko czasami wkurza mnie jego bałaganiarstwo i zamieszanie jakie robi wokół. Nim zdążę zrobić awanturę, jak typowy choleryk, zatrzymuję się. Powstrzymuję emocje, przedkładam sama sobie argumenty, które gaszą moją wściekłość. Konrad jest dla mnie bardzo ważny. Więcej jest rzeczy, za które go cenię niż spraw, o które chciałabym się przyczepić. Cieszę się, że jest w moim życiu. A kiedy zagarnie mnie do siebie swoimi ramionami wtulam się całą sobą w jego ciepło i zapominam o tym co przed chwilą podniosło mi ciśnienie.


2 komentarze:

  1. Witaj u Ciebie:-) Cieszę się, że to wspólne mieszkanie u Was się sprawdza. To dobrze rokuje. A napady złości czy zazdrości są niestety część ludzkiego charakteru, bywa że wyłażą, nawet jeśli się ich nie chce wypuścić:) Dasz sobie z tym radę, kompromisy też bywają bardzo fajne. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi Ciebie gościć tutaj :)

    OdpowiedzUsuń