piątek, 5 lutego 2021

# 54

Wpadłam w mały dołek i trochę szukam dziury w całym. Chyba. Przyglądam się mojemu związkowi z Konradem. Coś mnie uwiera. Rozmawiamy, ale jakoś trudno nam się porozumieć. On stwierdził, że chciałabym, by mój mężczyzna był takim silnym ramieniem dla chwilami słabej kobietki. Doprawdy odkrywcze. Dodał, że przecież mam silny charakter i świetnie sobie radzę sama z niedogodnościami, które napotykam. Dopowiedziałam sobie, że skoro tak jest, to już nie musi zapodawać mi czasami tego swego ramienia. Super. Tylko, że chciałabym chwilami poczuć się taka mała i słaba. Bo bohater jest już zmęczony.

Za oknem mam dzisiaj piękną pogodę. To pomaga powoli pozbywać się smętnego nastawienia. Cieszę się więc z błękitnego nieba, z różnych rzeczy, które zwyczajnie mogę robić, ze spaceru w promieniach słońca. Napełniam szklankę kroplami, by chociaż w połowie była pełna.


środa, 3 lutego 2021

# 53

 Niedługo minie rok, gdy w Polsce oficjalnie usłyszeliśmy o covidzie.   Rozpoczęła się karuzela obostrzeń, lockdownów, optymistycznych zapewnień, pesymistycznych prognoz. Zamykanie...otwieranie...góra...dół.   Pomiędzy tym wszystkim zdezorientowani my, usiłujący tworzyć nową normalność.   Pierwszy etap epidemii rozpoczął się chwilowym okresem gromadzenia przez ludzi zapasów, a towarem deficytowym stał się np. papier toaletowy.   Jak za dawnych, niedobrych czasów.   Należałam do grupy, która do całej sytuacji podeszła na spokojnie.    Nie robiliśmy żadnych zapasów i na szczęście nie było to potrzebne.   Koronawirus stopniowo wtapiał się w moją/naszą rzeczywistość.   W chwili hurrra optymizmu naszych rządzących, po półrocznym okresie oczekiwania, mogłam nawet pójść na koncert.    Nie straciłam pracy w przeciwieństwie do mojego syna.   Za to miałam osobistą nieprzyjemność bliskiego spotkania z covidem.    Ale nic to. Przetrwałam, z opcją teraźniejszych konsekwencji drapnięcia kolcem wirusa.    Może nie będą one na tyle poważne, by na stałe wpisać się w kolejkę do następnego specjalisty.   Nie przepadałam za robieniem zakupów np. odzieżowych w internecie.   Lubiłam dotknąć, nacieszyć oko, przymierzyć. To także musiałam zmienić w swoim życiu.   W okresie gdy ulubione sklepy były otwarte, ich zaopatrzenie było niestety marne.   Nikt nie był przecież zainteresowany robieniem zapasów, nowymi zamówieniami, zamrażaniem kapitału.   Zmuszona sytuacją, na siłę zaprzyjaźniam się ze światem zakupów wirtualnych.   Mój znajomy sklep z artykułami szewskimi, z nowym 2021 rokiem został zlikwidowany.    Nawet sznurówki kupiłam on-line.   Nie wiem, czy się przyzwyczaję. Mam ostatnio spore problemy z godzeniem się z obecną codziennością.    Tęsknię za zapachem ulubionej knajpy, gwarem ludzi, smakiem tarty.   Brakuje mi wyjścia do kina, teatru.    Od tygodnia patrzę w laptop na otwartą stronę jednego z teatrów, który usiłuje sobie jakoś radzić w czasie tej cholernej epidemii.   Mogę wykupić dostęp do wybranego spektaklu i obejrzeć go w dowolnej pozycji, na własnej kanapie.    Ale to nie to samo ! Dopadł mnie mega wkurw.   Gdzieś z tyłu głowy tłucze się myśl, że być może taka już będzie ta nowa normalność.   Z falami zakażeń i związanych z tym restrykcji. To wirus, nie ten to inny, będzie kształtował codzienność.    A mnie brakuje już giętkości, by się plastycznie wpasowywać w te nowe schematy.