piątek, 28 stycznia 2022

#66

 

Dużo i różnorodnie się dzieje od czasu „tuż przed świętami”. Poukładam niedługo myśli i napiszę, by móc za jakiś czas wrócić, a nawet wracać do tego, przyglądać się temu, może nawet z uśmiechem. Bo z perspektywy czasu to wszystko będzie wyglądać zupełnie inaczej.

W środę pojechaliśmy z Konradem do Wawy, na przełożony z listopada ub. roku spektakl. Ze względu na mokry, zimowy dzień niechętnie myślałam o tym wyjeździe. Obawiałam się powrotu, gdyż nie znoszę jazdy nocą, nawet jeśli jestem tylko pasażerem, a sztuka kończyła się po godz. 21.oo. Ponadto mój dzień miałby intensywnie trwać od 5 rano prawie do północy. Już na samą myśl o tym czułam zmęczenie. Jak kiedyś uwielbiałam podróże, małe i duże, każdym możliwym środkiem lokomocji, tak dziś jedyną, akceptowalną formą mojego przemieszczania się byłaby teleportacja. Szkoda, że na razie jest to opcja niedostępna. Dzięki drodze S17 podróż do stolicy, pod sam teatr, a więc także obejmująca drogę po zatłoczonym mieście, zajęła nam 2 godziny. Uffff...do przeżycia. A potem przedstawienie, które pochłonęło mnie bez granic. Zapomniałam o wszelkich mankamentach tej wyprawy. Całą sobą byłam w teatrze, blisko ulubionych aktorów. Zachwyciło mnie wszystko, wciągnęło w sam środek, dając chwile relaksu i odciągając od szarzyzny codzienności. Śmiech widzów, który często rozbrzmiewał wokół mnie, uświadomił mi, jak rzadko obecnie go słyszę. Pandemia ograniczyła nasze wyjścia do ludzi. Nie spotykamy się z moją „mafią geriatryczną”, kiedy to niezmiennie leczyliśmy smutki śmiechoterapią. Jak mi tego brakuje ! Ze spokojem przyjęłam swoje lęki związane z jazdą samochodem nocą. Droga powrotna zajęła nam tylko 1,5 godziny. Paręnaście minut po godz. 23.oo byłam już w łóżku, a nadmiar wrażeń długo nie pozwolił mi zasnąć. Mimo wszystko to był piękny dzień !