poniedziałek, 29 kwietnia 2019

# 34

W ciągu minionych, dwóch miesięcy, wiele się działo. Wszystko poszło swoim torem, ale też po mojej myśli.
Do minimum ograniczyłam swoje zaangażowanie w sprawy wspólnoty osiedlowej. Miałam wiele chęci bycia pomocną, ale nieustanna walka z atakami ludzi skłoniła mnie to wycofania się. Wymiana zdań na forum, przekonanie, że mogę wyjaśnić wiele zawiłości dotyczących nieruchomości ludziom nakręcały moje emocje na max. Nie zauważałam kiedy wpadałam na najwyższe obroty zatracając się na dobre w toksycznych chwilach. To była walka z wiatrakami. Dotarło do mnie, że ludzie mają odmienne poglądy w danym temacie nie dlatego, że przemawiają za tym racjonalne argumenty. NIE, bo NIE ! Musiałam z tym skończyć więc zostawiłam Konrada bez mojego fizycznego wsparcia. On ma w sobie upór, by dokończyć to co zaczęliśmy. Staram się wspierać go na inne sposoby.
Najważniejszą dla mnie sprawą była nadal sprzedaż mieszkania. Po pierwszym potknięciu przyszło drugie, nawet nieco większe, bo był już umówiony termin u notariusza, zebrałam potrzebne dokumenty, a dzień przed kupujący się wycofał. Irytowało już mniej. Następnie nastąpiła kumulacja zainteresowania mieszkaniem. Przez moje, spokojne jak dotąd, cztery kąty przewijały się pielgrzymki oglądających. Wpadali w pojedynkę lub stadnie-gromadnie, zaglądali tu i tam, utyskiwali na trudności z parkowaniem. Wysłuchiwałam o mankamentach lokalizacji i szeregu innych wadach lokalu. Niektóre pomysły otwierały mi ze zdumienia dosyć szeroko oczy. Ale nic to. Kiedy przyszła kolejna rodzinka, z maluszkiem w foteliku, zblazowana siedziałam w kuchni przy laptopie. Poprosiłam Konrada, by był pomocny przy oględzinach. I tak zostałam zapamiętana.....jako zrezygnowana. A ja byłam już tymi wycieczkami zmęczona. Chciałam nawet na tydzień lub dwa zawiesić możliwość prezentacji lokum. Ale kilkanaście minut po wyjściu z mieszkania zadzwonił pośrednik i powiedział, że pani jest zdecydowana na zakup. Wszystko jej odpowiadało, nawet przedłużony termin opuszczenia przeze mnie lokalu. Dalej wszystko poszło gładko. Zawarliśmy umowę przedwstępną, a w połowie kwietnia spotkaliśmy się u notariusza, by sfinalizować transakcję. Moje rozliczenia z siostrą, wbrew licznym obawom, które spędzały mi sen z powiek, przebiegły zgodnie z moimi pragnieniami. Co prawda nowe mieszkanie z miejscem parkingowym nie czekało na nas, ale znalazło się inne, choć bez przydzielonej miejscówki dla auta. Obecnie jestem po umowie przedwstępnej kupna, dostałam pozytywną decyzję z banku w sprawie kredytu, podpisałam umowę z wykonawcą remontu wykończeniowego mieszkania oraz lada dzień podpiszę umowę z panem od mebli. Tylko czasami wpadnie mi przerażacz do głowy - jak ja to wszystko zrealizuję mając dodatkową pracę po godzinach. Ale po chwili puszczam wolno takie myśli. Wszystko czego potrzebuję otrzymam...w swoim czasie.