czwartek, 29 sierpnia 2019

# 36

Moje stwierdzenie, że w nowym mieszkaniu „mieszka mi się dobrze” mocno się zdezaktualizowało. Zanim kupiłam ten lokal wiele razy byłam w tej okolicy. Uspakajałam wtedy swój niepokój związany z sąsiedztwem komunalnych kamienic. Konrad także gorąco przekonywał mnie do tego miejsca, bo pewne pozytywy ono posiada. Niestety, w chwili obecnej istniejące negatywy są dla mnie trudne do przetrawienia. W budynku vis a vis mojego mieszkania mieszka jedna mega uciążliwa, bo patologiczna para ludzi. Ich swoisty sposób życia wpływa niekorzystnie na mój spokój i komfort dnia codziennego. W ciągu tygodnia wychodzę wczesnym porankiem do pracy i zwykle wracam do domu wieczorem. Kiedy wchodzę do domu chciałabym odpocząć w miejscu, które miało być wreszcie tym ulubionym, stałym azylem. Wąska uliczka, która dzieli budynki daje efekt studni i skazana jestem na wielogodzinne uczestniczenie w pijackich imprezach. Nieważne jaki dzień tygodnia i jaka pora dnia ! Zaczynam mieć ogromny opór przed wracaniem do tego domu. Obudziły się moje demony z przeszłości. W dzieciństwie mój ojciec tworzył często, pod nieobecność mamy, taką pijacką atmosferę. Zatoczyłam koło, by wrócić do tych klimatów. Wystarczy niedługi czas przebywania między tymi odgłosami i staję się zdenerwowana i z trudem panuję nad sobą. Zdarza mi się przenieść tę złość na Konrada. Gdy nie wytrzymuję dzwonię do odpowiednich służb. Owszem, interweniują, ale nie przynosi to oczekiwanych na dłużej rezultatów. Podjęliśmy z Konradem także inne starania, ale na zmianę tego co jest obecnie trzeba będzie poczekać. Nie wiem na ile wystarczy mi cierpliwości. Ostatecznie podjęłam też decyzję, że sprzedam to mieszkanie jak tylko znajdzie się chętny.
By jakoś przetrwać w tym wszystkim uspokajam siebie i wewnętrznie szukam odpowiedzi dlaczego musiałam do tego wrócić ? Co tak naprawdę muszę przerobić?