poniedziałek, 25 lutego 2019

# 31

Optymistycznie śmiałam twierdzić, że z wiekiem nabrałam dystansu do życiowych zdarzeń, uzbroiłam się w cierpliwość i takie tam.  Czasami ma się to jednak nijak do rzeczywistości. Od około dwóch lat bujam się ze sprzedażą mojego mieszkania. Mam podpisane umowy otwarte z dwoma biurami nieruchomości, sama dawałam tez ogłoszenia na różnych portalach. Zainteresowanie niewielkie, bo mieszkanie duże, a ponadto jako, że w stanie bieżącej eksploatacji, wymaga pewnych nakładów finansowych.  Naiwna miałam nadzieję, że przy motywatorze 500+ powiększające się rodziny zaczną szukać mieszkań większych niż M2.  To było moje pobożne życzenie, którego echo coraz bardziej cichnie. W okresie minionych dwóch tygodni sprawa sprzedaży nabrała tempa. Znalazł się pan, który obejrzał mieszkanie sam, za tydzień ze swoją rodziną i sprawy nabrały tempa. Ustaliliśmy termin podpisania umowy przedwstępnej, mój opiekun z biura nieruchomości entuzjastycznie zapewniał, że kupujący to poważny facet. Entuzjazm ten i mi się udzielił więc z zapałem przystąpiłam do poszukiwania mniejszego mieszkania dla nas.   I znaleźliśmy ! Nowy budynek, mała ilość mieszkań, z miejscem parkingowym i niezłą ceną. Debatowaliśmy z Konradem gdzie i jakie szafy, jak zaplanować meble w aneksie kuchennym, które drzwi przesunąć i z czego ewentualnie zrezygnować. Oczyma wyobraźni już widziałam nas w tym nowym miejscu. A dziś rano telefon z biura. Niestety poważny pan zrezygnował. Pomimo wiedzy, że planowana transakcja mogła nie dojść do skutku, bo tak się zdarza, to poczułam się rozżalona. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz