Moje
stwierdzenie, że w nowym mieszkaniu „mieszka mi się dobrze”
mocno się zdezaktualizowało. Zanim kupiłam ten lokal wiele razy
byłam w tej okolicy. Uspakajałam wtedy swój niepokój związany
z sąsiedztwem komunalnych kamienic. Konrad także gorąco
przekonywał mnie do tego miejsca, bo pewne pozytywy ono posiada.
Niestety, w chwili obecnej istniejące negatywy są dla mnie trudne
do przetrawienia. W budynku vis a vis mojego mieszkania mieszka
jedna mega uciążliwa, bo patologiczna para ludzi. Ich swoisty
sposób życia wpływa niekorzystnie na mój spokój i komfort dnia
codziennego. W ciągu tygodnia wychodzę wczesnym porankiem do pracy
i zwykle wracam do domu wieczorem. Kiedy wchodzę do domu chciałabym
odpocząć w miejscu, które miało być wreszcie tym ulubionym,
stałym azylem. Wąska uliczka, która dzieli budynki daje efekt
studni i skazana jestem na wielogodzinne uczestniczenie w pijackich
imprezach. Nieważne jaki dzień tygodnia i jaka pora dnia !
Zaczynam mieć ogromny opór przed wracaniem do tego domu. Obudziły
się moje demony z przeszłości. W dzieciństwie mój ojciec
tworzył często, pod nieobecność mamy, taką pijacką atmosferę.
Zatoczyłam koło, by wrócić do tych klimatów. Wystarczy niedługi
czas przebywania między tymi odgłosami i staję się zdenerwowana i
z trudem panuję nad sobą. Zdarza mi się przenieść tę złość
na Konrada. Gdy nie wytrzymuję dzwonię do odpowiednich służb.
Owszem, interweniują, ale nie przynosi to oczekiwanych na dłużej
rezultatów. Podjęliśmy z Konradem także inne starania, ale na
zmianę tego co jest obecnie trzeba będzie poczekać. Nie wiem na
ile wystarczy mi cierpliwości. Ostatecznie podjęłam też
decyzję, że sprzedam to mieszkanie jak tylko znajdzie się chętny.
By
jakoś przetrwać w tym wszystkim uspokajam siebie i wewnętrznie
szukam odpowiedzi dlaczego musiałam do tego wrócić ? Co tak
naprawdę muszę przerobić?