Mój ulubiony miesiąc mija w oszałamiającym tempie. Pomieszkaliśmy w nowym mieszkaniu 2 tygodnie i wyjechaliśmy z Konradem na 4 tygodnie do sanatorium. Dostaliśmy skierowania do Ciechocinka, co mnie nieco rozczarowało, bo marzyłam o wyjeździe nad morze. Szczególnie w tym czasie moja tarczyca znowu by na tym skorzystała. Ale jak się nie ma co się lubi to.... Nie ma co marudzić. Z miejsca tętniącego życiem ograniczenia covidowe uczyniły miejsce pełne marazmu, po którym często z kijkami, snują się dojrzali kuracjusze. Tężnie także zamarły. Miejscówka, jeśli chodzi o warunki, nie powalała na kolana. Ale zupełnie mi ani to,ani słaba pogoda nie przeszkadzały. Wyżywienie było dobre, nieźle urozmaicone. Po zabiegach wracałam do pokoju nieco osłabiona. Oddawałam się czytaniu książek, rozwiązywaniu krzyżówek, oglądaniu filmów na laptopie. Zasłużenie odpoczywaliśmy. Jak nigdy czasami ucinałam sobie poobiednie drzemki,podczas których Konrad samotnie wędrował po miasteczku. Kiedy deszcz i chłód odpuszczały ja także wychodziłam do parku i cieszyłam oczy świeżą zielenią przyrody. Kilka razy wyruszyliśmy zwiedzić okolice, a najczęściej trafialiśmy do Torunia. Zachwycałam się pięknem tamtejszej starówki delektując się oooogromnymi porcjami smakowitych lodów.
W czasie mojego turnusu sanatoryjnego przypadł termin drugiej dawki mojej szczepionki firmy Moderna. Sądziłam, że przełożenie tej daty nie będzie problemem. Okazało się, że nie tylko to jest dużym problemem. Pozostawiono mnie z nim samą. Na własną rękę musiałam na cito, znaleźć miejsce, gdzie te szczepionki mają i mogą mi ją podać. Nie było łatwo, ale trafiłam na ludzi, którzy potrafili podejść do mojej sprawy zdroworozsądkowo i życzliwie. Przyjęłam drugą dawkę i tak jak po pierwszej, po ok. 12h, gorączkowałam. Apap był jedynym lekarstwem, które przyjęłam, by przetrwać noc.
Nasz wnuk wstrzymał się ze swoimi narodzinami do czasu naszego powrotu z kurortu. Wczoraj po raz pierwszy wzięłam go na ręce. Tyle rzeczy miałam mu powiedzieć, ale z wrażenia zamilkłam. Trzymając taką kruszynę w ramionach byłam oszołomiona. I nawet nie wiem dokładnie co czułam. Byłam i jakby mnie nie było. Jakbym stała obok siebie i bacznie się obserwowała. Na szczęście dla maleństwa moje rozterki nie miały znaczenia. Spało smacznie zmieniając tylko czułe ramiona, które z miłością zagarniały go do siebie. Bądź szczęśliwym, mądrym i dobrym człowiekiem Malutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz