czwartek, 22 listopada 2018

# 29


Dla pewności, że wszystko zostało wyjaśnione, odbyliśmy jeszcze jedną rozmowę z Konradem dot. ostatniego epizodu. Sprawa została zakończona, a ja muszę sobie pewne rzeczy przepracować sama.  Może z niewielką pomocą Konrada. Fajnie, że potrafimy problemy obgadać, zamknąć je, by do nich nie wracać i tylko cieszyć się naszym tu i teraz. 
W miniony weekend spontanicznie zaprosiliśmy nasze dzieci na niedzielny obiad. Było bardzo sympatycznie, a syn Konrada został z nami dłużej niż moje dziecko ze swoją partnerką. Sprzątałam w kuchni i z przyjemnością patrzyłam jak panowie siedzą razem, rozmawiają i się śmieją. Bardzo się cieszę, że odbudowują tę trudną dla nich relację. Wczoraj wybraliśmy się we trójkę do kina na „Bohemian Rhapsody”. Grupa Queen wraz z Freddiem to część mojej młodości. Wróciły wspomnienia dyskotek, gdzie często w rytm muzyki Queen się bawiliśmy. Przeglądając zdjęcia z tamtych lat znalazłam jedno, na którym tańczę przy „Radio Ga Ga” z kolegą Jackiem. Nie nie wiem dlaczego właśnie to zapamiętałam. Rami Malek świetnie wcielił się w postać Freddiego. Sam film, jako biograficzny, nie jest studium osoby Freddiego, pobieżnie traktuje wiele faktów z jego życia. Wyszłam z kina z myślą o tym, jak bardzo ten wielobarwny, pełen wrażliwości frontman popularnej grupy muzycznej był samotny.  Zdecydowanie przeczytam książkę o nim.

wtorek, 13 listopada 2018

# 28


Pewne zdarzenie, które miało miejsce gdy łączyła nas z Konradem niezobowiązująca relacja, skutkowało utratą mojego zaufania do niego. Z czasem stało się zobowiązująco między nami. Sądziłam, że zaufanie będzie stopniowo odbudowywane. I tak się dzieje, a może jest to tylko moje chcenie, by tak to widzieć. Wczoraj mieliśmy z Konradem pierwszą , poważniejszą kłótnię. Nim dostaliśmy „w prezencie” dodatkowy dzień wolny mieliśmy plan pracy, a po niej swoje spotkania. Konrad z kolegą, a ja z koleżanką. A potem wszystko się zmieniło, szczególnie u mnie. W sobotę zakupy, drobne przygotowania i popołudniowe wyjście do znajomych. W niedzielę nie miałam ochoty spacerować po mieście, co proponował Konrad i nic sensownego na spędzenie wolnego czasu poza domem mi do głowy nie przychodziło więc zostaliśmy w domu. Oboje mieliśmy wolny poniedziałek. Konrad odbył spotkanie z projektu, wpadł na chwilę do domu, by po ok. 2 godzinach wyjść na zaplanowane spotkanie. Moja koleżanka postanowiła inaczej spędzić ten dzień niż ze mną i nasze spotkanie odwołała. Zostałam sama w domu i rozgoryczenie we mnie rosło. Oczywiście, mogłam zaplanować sobie ten wolny czas. Ale nie miałam na to chyba ani chęci, ani koncepcji. Początkowo chciałam wziąć samochód i gdzieś pojechać. Tylko, że to nie był dobry dzień na samotne wyprawy. Po cichu liczyłam, że Konrad wiedząc, że siedzę sama w domu wróci trochę wcześniej ze spotkania. Przeliczyłam się, a wraz z mijającym czasem stawałam się coraz bardziej zła. Kiedy wrócił dałam upust swojemu niezadowoleniu. Od słowa do słowa atmosfera między nami gęstniała. Moja mądrość czmychnęła w odległe zakątki, a ja strzelałam słowami nawet grubego kalibru. Ponieważ mnie bolało, że o mnie nie pomyślał więc uderzałam, by poczuł to dobitnie. Oliwą do ognia była jeszcze informacja, że to spotkanie nie było tylko z kolegą, ale też z koleżanką. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nieszczęśliwa, mała, kapryśna dziewczynka we mnie mogła pokazać co potrafi. Mam świadomość, że okazywane wcześniej moje niezadowolenie z tego, że spotyka się nie tylko z kolegą, ale także z tą dziewczyną poskutkowało, że teraz Konrad nie powiedział mi o tym. Nie poznaję siebie. Nigdy nie byłam typem zazdrośnicy....teraz jestem. Nigdy nikogo nie ograniczałam......teraz tak się zachowuję. Zachowałam marne resztki zdrowego rozsądku i opanowałam w końcu potok pełnych goryczy słów jaki płynął z moich ust. Pozwoliłam nam na spokojny dialog. Doskonale rozumiem, że każde z nas ma prawo do części własnej strefy życia. Przecież sama nie lubię być ograniczana. A teraz zachowuję się jak kompletna idiotka. Co się takiego stało, że pozwalam by zazdrość rozrastała się we mnie do takich rozmiarów ? Dlaczego zachowuję się jakbym chciała Konrada mieć tylko dla siebie ? Zupełnie tego nie rozumiem. Czuję się parszywie.

wtorek, 6 listopada 2018

# 27


Bardzo mnie cieszy tej jesieni częsty brak dni pełnych ołowianych chmur, deszczu i przejmującego wiatru. Patrzę za okno i uśmiecham się od rana do pogodnego nieba. Słońce w ciągu dnia rozbiera nas z jesiennych okryć, nierzadkim jest na ulicy widok młodej osoby spacerującej w koszulce z krótkim rękawem. Aż chce się żyć :).
Ubiegły tydzień należy do grona tych ulubionych. Wystarczył mi dzień urlopu bym mogła przez 4 dni cieszyć się brakiem wczesnego wstawania i każdą chwilą spędzoną z Konradem. Grobami najbliższych zajęłyśmy się z siostrą kilka dni przed świętem. Ze zniczami i chryzantemami pojechałyśmy dzień wcześniej. A 1 listopada, razem z Konradem, wybraliśmy się na cmentarz wieczorem, mając nadzieję na mniejsze tłumy w komunikacji miejskiej. Niestety, nie było tak różowo. Ale spacer alejkami cmentarza, w blasku płonących zniczy, zrekompensował nam tę niedogodność. Choć coraz trudniej o chwile ciszy w tym miejscu. Przed cmentarzem pootwierano stoiska z kebabami, oscypkami, słodyczami i świecącymi gadżetami dla dzieci. Rodziny, które miały okazję spotkać się przy rodzinnym grobie, robiły sporo zamieszania i gwaru. W piątek piękna pogoda skłoniła nas do wyprawy na groby moich dziadków, które położone są w rodzinnych stronach moich rodziców. Prawie 100 km w jedną stronę. Namówiłam także siostrę by się z nami wybrała. Przy okazji pojechaliśmy spojrzeć na dom rodzinny naszej mamy, który parę lat temu został sprzedany stając się miejscem letniego wypoczynku familii lekarzy. Przypominałyśmy sobie nazwiska mieszkańców poszczególnych gospodarstw., usiłowałyśmy lokalizować tych których pamiętamy, a których już nie ma pośród żywych. Nie spotkałyśmy nikogo znajomego. Wieś pogrążona była w słońcu, gorzkim zapachu jesieni i ciszy. Kiedyś było to wręcz nieprawdopodobne, by nie zobaczyć ludzi krzątających się od rana wokół domu. Kolejny raz miałam sentymentalną podróż do przeszłości.
Mam dosyć duże poczucie niezależności. Nim zaproponowałam Konradowi wspólne zamieszkanie trochę czasu zajęło mi rozważanie, czy poradzę sobie z dzieleniem się z nim np. przestrzenią. Mając na uwadze własne, od ładnych, paru lat singielskie przyzwyczajenia, obawiałam się, że nagle zrobi się ciasno. Na szczęście moje obawy okazały się być niepotrzebnymi. Całkiem gładko weszłam w naszą, wspólną codzienność. Choć to do mnie niepodobne, to wiele rzeczy robimy wspólnie. Rzadko spędzamy wolne chwile z dala od siebie. Tylko czasami wkurza mnie jego bałaganiarstwo i zamieszanie jakie robi wokół. Nim zdążę zrobić awanturę, jak typowy choleryk, zatrzymuję się. Powstrzymuję emocje, przedkładam sama sobie argumenty, które gaszą moją wściekłość. Konrad jest dla mnie bardzo ważny. Więcej jest rzeczy, za które go cenię niż spraw, o które chciałabym się przyczepić. Cieszę się, że jest w moim życiu. A kiedy zagarnie mnie do siebie swoimi ramionami wtulam się całą sobą w jego ciepło i zapominam o tym co przed chwilą podniosło mi ciśnienie.