Mazury
….... Mazury..... ten niezapomniany zapach jeziora, tataraku, klimat żagli.
Bardzo chętnie będę tutaj wracać, ale tylko dla żeglowania. A
za mną weekendowy, z niewielkim przedłużeniem, wyjazd na kajaki.
Spływ Krutynią w tym roku przedłużyliśmy do 20 km. Pogoda
wymarzona. Przez naszą niefrasobliwość słońce pozostawiło
swój czerwony ślad na naszej skórze. Na pamiątkę. Nie byłabym
sobą gdybym nie odnotowała minusów tej wyprawy. Miejsce naszych
dwóch pierwszych noclegów, mimo wielu pozytywnych opinii na sieci,
oceniam średnio. Te wiszące pajęczyny brrrrrr. Jedynie cena za
nocleg (40 Pln za osobę) była w porządku. Jedzenie w pobliskiej
„restauracji” niezbyt smaczne. Ostatni dzień i noc spędziliśmy
w Mikołajkach. Kwatera czysta, z ręcznikami (cena już 80 Pln za
osobę), ale za oknem naszego pokoju usytuowany był grill, z którego
paru gości nie omieszkało skorzystać, racząc się prawie do
północy zimnymi trunkami. Kiepska sprawa, gdy w perspektywie
kolejnego dnia mieliśmy długą, powrotną podróż. Cóż, w moim
życiu obecnie jest taki etap, w którym unikam większej ilości
ludzi. Długo walczyłam z irytacją coraz głośniejszym
towarzystwem za oknem i chęcią zwrócenia im uwagi. A niech tam...wakacje....
Samo pływanie kajakiem miało tylko jeden minus. Bardzo liczne
towarzystwo innych kajaków. Zatrzymujących się na rzece w
dowolnym momencie, grupowo, wzdłuż, w poprzek, jak kto wolał. I
do tego przypadki grup z głośną muzyką. Powinni tego zabronić.
Uwielbiam odpoczywać w ciszy więc staraliśmy się sprawnie wymijać
hałaśliwe grupy. Byłam szczęśliwa, gdy w poniedziałkowym
poranek wyruszyliśmy w drogę powrotną. Niestety wybraliśmy
trasę, która biegła obok budowanej ekspresówki. Pełno
ciężarówek oraz niemiłosiernej ilości kurzu i pyłu. Z ulgą
dotarliśmy do domu. I tyle naszego wypoczynku tego lata. Przed
nami wyjazd nad morze, ale tam będziemy pracować.
czwartek, 26 lipca 2018
wtorek, 17 lipca 2018
# 21
Lipiec....już
wskoczył w swą drugą połowę. Liczyłam na piękną, słoneczną
pogodę...przecież to wakacje. A tu.......słabo ze słońcem.
Pełni
entuzjazmu kupiliśmy z Konradem, na sieci, leżaki do opalania.
Niestety, jeden z nich musiałam reklamować. Wrrrr....... Uroki zakupów on-line.
Na szczęście firma szybko i sprawnie moje sugestie zwrotu
pieniędzy wzięła pod uwagę i po małych perturbacjach otrzymałam
zwrot gotówki na konto. Dla siebie fajny leżak kupiłam w sklepie
stacjonarnym. Zanim skompletowaliśmy sprzęt do opalania przez cały
ten czas pogoda nie umożliwiała korzystania z niego. Nadciągnęły
chmury strasząc ewentualnym deszczem. Nie było go za wiele, a
ziemia spragniona każdej kropli. Ja też patrzyłam w niebo z
nadzieją, że porządnie popada, planując nawet wyjście na deszcz,
by zmoknąć. I taka pogoda utrzymuje się do dziś. Mało słońca, trochę deszczu, w porywach pada więcej. Śmiejemy się
z Konradem, że być może tego lata z nowego zakupu nie skorzystamy.
Od
pewnego czasu z przyjemnością wracam do wspomnienia naszego
ubiegłorocznego spływu kajakiem na Mazurach. Po raz pierwszy
zasiadłam w kajaku więc miałam pewne obawy, ale po paru minutach
przekonałam się jak świetny to był pomysł. Cudowna okolica,
możliwość podpłynięcia do brzegu i popływania, cisza i
przejrzysta woda. Nie miało znaczenia, że bolały ręce, a na
dłoniach pojawiły się pęcherze. Wyjechałam stamtąd
przeszczęśliwa z mega naładowanymi akumulatorami. Teraz
spontanicznie wpadliśmy na pomysł, że może powtórzymy tę
mazurską przygodę. Szybko przeanalizowaliśmy nasze finansowe
możliwości. Następnie jeden czy dwa telefony i mamy już nocleg.
Kajak dzisiaj został zarezerwowany. Przecież jeśli coś ma się
wydarzyć to wszystko będzie temu sprzyjało. I sprzyja. Staram
się nie przeforsowywać na siłę pomysłów, które co chwila
napotykają na trudności. Mówię sobie...może to nie ten czas. A
Mazury są właśnie tym czasem....doskonale!
W
czerwcu bardzo mocno dała o sobie znać tzw. „ostroga” w prawej stopie.
Zbagatelizowałam problem, ale kiedy ból solidnie dał mi w kość
poszłam do lekarza. Chyba na „ładne oczy”, bo żadnych badań
nie musiałam robić, dostałam skierowanie na zabiegi
rehabilitacyjne. Pod koniec lipca je rozpocznę. Do tego czasu
próbuję na własny koszt korzystać z fali uderzeniowej i
ultradźwięków. Ból bardzo powoli, ale mija. Mam nadzieję, że
przepisane zabiegi pozwolą mi wrócić do pełnej sprawności.
Przecież w perspektywie mam w sierpniu wyjazd jako wychowawca
kolonijny nad morze. A tuż przed wyjazdem wesele mojej chrzestnej córki. Ze względu na dawne niesnaski z tą częścią rodziny nie mam ochoty tam jechać, ale widziałam jak bardzo jej zależy. Zapewne to będzie jedyna okazja, by po wielu latach spotkać się w takim gronie rodzinnym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)