Praktycznie cały wczorajszy dzień Konrad spędził poza domem. Nie byłam zbyt uważna co do jego całościowych planów na poniedziałek. Wiedziałam, że zaraz po pracy jedzie za miasto, by realizować zamierzenia związane z pracą dodatkową. Wyliczyłam sobie o której godzinie, tak mniej więcej, mógłby być już w domu i czekałam na niego z ciepłą obiadokolacją. Poprosiłam nawet, by dał znać sms-em, gdy już będzie w drodze powrotnej. Godziny mijały, a ja się coraz bardziej martwiłam o niego. Po ostatniej wiadomości o wypadku samochodowym jego kolegi byłam trochę przeczulona. Po godz. 20.00 zadzwoniłam do Konrada. Wrócił już do miasta, ale jest na kolejnym spotkaniu. Trochę mnie to zaskoczyło, ale w sumie nie dopytałam wcześniej o szczegóły jego poniedziałkowych planów. Gdy pojawił się wreszcie w domu złapałam się na tym, że jestem poirytowana i na chwilę nawet się naburmuszyłam. W myślach wypunktowałam co też Konrad nie zrobił, ale powstrzymałam te rozważania. Nie miały one sensu, nie chciałam obrazić się jak mała dziewczynka. Dziewczynka, która często stara brać górę nade mną. Każdego dnia uczę się tworzyć relację dojrzałą. Chwilami nie jest łatwo, szczególnie teraz, gdy Konrad stracił pracę, którą kochał i by utrzymać płynność finansową musiał podjąć się jakiegokolwiek zajęcia. Kilka miesięcy temu żyłam sobie ciesząc się spokojnym związkiem z Konradem. Może nasze dochody nie były wysokie, ale mogliśmy czasami wyrwać się poza nasze miasto, by spędzić razem czas np. w Bieszczadach lub poznając polskie miasta. Oboje lubimy się poszwendać tu i tam. Ale niestety. Radość nie trwała długo. W obecnej sytuacji sporo musieliśmy pozmieniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz