Piękne
było lato tego roku. Choć z każdym, kolejnym rokiem coraz gorzej
znoszę wysokie temperatury, to jednak z przyjemnością korzystałam
z pełnych słońca dni. W tym roku wyjątkowo nie
wzięłam urlopu w okresie letnim. Czekałam na skierowanie do
sanatorium, którego termin, ze względu na koronawirusa, został
znacznie przesunięty w czasie. Miałam wyjechać do uzdrowiska
właśnie w ramach urlopu wypoczynkowego Stąd więc obecnie moje
większe „zmęczenie materiału” tym bardziej, że pracuję na
dwóch etatach. I na karb tego zmęczenia kładłam narastającą we
mnie niechęć do pomagania osobom, które biorą udział w
programach pomocowych. Szczególnie przed spotkaniami z p. Ewą
musiałam mocno pilnować irytacji i uzbrajać się w grubą osłonę
z asertywności. Te programy z założenia mają pomagać, ale w
przypadku p. Ewy są one wyręczającymi. Asystenci sprowadzeni są
do roli służącego. Zastanawiałam się, w którym momencie idea
tych działań wskakuje na zupełnie inny tor. Do tych ciekawych
projektów trafiają chyba często niewłaściwe osoby, którym się
zwyczajnie nie chce włożyć więcej wysiłku w swą codzienność.
To nie jest kwestia tego, że w związku z posiadanymi ograniczeniami
nie radzą sobie z pewnymi czynnościami, ile wygodą możliwości
wyręczenia się inną osobą. A przecież ja mam pomóc pokonać
pewne bariery, wesprzeć w razie potrzeby, towarzyszyć w załatwianiu
różnych spraw. Niestety, moja rola została sprowadzona do funkcji
całkowitego zastępstwa w każdym możliwym działaniu. Próbowałam
rozmawiać z p. Ewą, namawiać do zwiększenia aktywności. Ale
moje słowa trafiały na solidny mur „wiem lepiej co jest dla mnie
dobre”. Parę miesięcy temu włożyłam wiele starań, by
otrzymała dotację na zakup elektrycznego skutera. Udało się i
razem cieszyłyśmy się perspektywą wspólnych wyjść na zakupy.
Jak dotąd moja podopieczna tylko kilka razy siadła za kierownicę
sprzętu, w tym 3 razy wyjechała sama poza własne podwórko.
Ciągle słyszę, że czuje się fatalnie, że ciągle coś innego
jej dolega. Moim zdaniem wiele tych dolegliwości związanych jest z
jej praktycznie żadną aktywnością fizyczną. Ewa zżyma się na
swojego lekarza, który ze sporym dystansem podchodzi do zgłaszanych
przez nią problemów zdrowotnych. I nie jest to bagatelizowanie jej
stanu zdrowia. P. Ewa zachowuje się jak hipochondryk. Ze względu
na moje problemy z kręgosłupem unikam noszenia ciężarów. Więc
zakupy dla mojej podopiecznej staram się robić częściej, a mniej.
Już kilka razy prosiła mnie ona o zakup wody mineralnej nie na
sztuki, ale całej zgrzewki. Grzecznie odmawiałam wyjaśniając, że
z racji zdrowotnych nie noszę takich ciężarów. Niby słyszy i
rozumie, ale co jakiś czas ten temat wraca. Nie jestem jedyną
osobą, która na co dzień pomaga p. Ewie. Jednak są to tylko
kobiety. Zapytałam ostatnio dlaczego jej syn, który jest młodym
człowiekiem i ma samochód, nie podjedzie do sklepu, lub hurtowni, i
nie zakupi tam kilku zgrzewek wody, by zabezpieczyć w nią swoją
matkę ? Tym bardziej, że w domu jest miejsce, by tych kilka
opakowań postawić. Nic nie odpowiedziała. Mam wrażenie, że za
wszelką cenę chce odciążyć swoją najbliższą rodzinę. Na
wszelkie możliwe sposoby tłumaczy ich nieobecność brakiem czasu,
by ją odwiedzić, by zachęcić do aktywności. Dzieci i wnuki
rzadko ją odwiedzają i nie interesuje ich to, że czasami
przydałaby się ich pomoc, a przede wszystkim życzliwa troska osób
najbliższych. P. Ewa dzielnie chce dać sobie sama radę. Tylko
czy naprawdę właśnie tak to ma wyglądać? Najbliższej rodzinie,
czy też samej osobie niepełnosprawnej należy pomóc, ale nie
wyręczać. Znam kilka osób, które zmagają się z chorobami, ale
nie pozwalają im na odebranie normalnej codzienności. Jest ona
okupiona większym wysiłkiem, ale są samodzielni i życiowo
sprawni. A moja podopieczna z każdym dniem staje się nieporadna,
zmęczona życiem i zgorzkniała. Temat rzeka.
Rozmawiałam
ostatnio z moją przyjaciółką Małgosią. Od wielu lat pracuje w
domu opieki. Podziela moje spostrzeżenia w tym temacie. Pomoc
ludziom, która polega na wyręczaniu ich z różnych czynności,
które z powodzeniem sami mogą wykonywać, czyni
tych ludzi bezradnymi, wygodnymi i roszczeniowymi. Z każdym rokiem stajemy się starsi,
niektóre rzeczy zaczynają być dla nas trudniejsze w wykonaniu.
Ale nie oznacza to, że w związku z tym mamy scedować je na inne
osoby. Codzienność jest treningiem, który powoduje, że jesteśmy
sprawni i fizycznie, i intelektualnie. Małgosia jednej z osób
personelu, która odeszła na emeryturę, spotkawszy ja na ulicy,
zadała pytanie. Czy nie ma ochoty, teraz już niezobowiązująco,
odwiedzić znajomych pensjonariuszy ? Ta stanowczo odpowiedziała,
że nigdy ! Że nareszcie nie musi przyjeżdżać w miejsce pełne
piranii, hien i szakali.