Do
minimum ograniczyłam swoje zaangażowanie w sprawy wspólnoty
osiedlowej. Miałam wiele chęci bycia pomocną, ale nieustanna
walka z atakami ludzi skłoniła mnie to wycofania się. Wymiana
zdań na forum, przekonanie, że mogę wyjaśnić wiele zawiłości
dotyczących nieruchomości ludziom nakręcały moje emocje na max.
Nie zauważałam kiedy wpadałam na najwyższe obroty zatracając się na dobre w toksycznych chwilach. To była walka z wiatrakami.
Dotarło do mnie, że ludzie mają odmienne poglądy w danym temacie
nie dlatego, że przemawiają za tym racjonalne argumenty. NIE, bo
NIE ! Musiałam z tym skończyć więc zostawiłam Konrada bez
mojego fizycznego wsparcia. On ma w sobie upór, by dokończyć to
co zaczęliśmy. Staram się wspierać go na inne sposoby.
Najważniejszą
dla mnie sprawą była nadal sprzedaż mieszkania. Po pierwszym
potknięciu przyszło drugie, nawet nieco większe, bo był już
umówiony termin u notariusza, zebrałam potrzebne dokumenty, a dzień
przed kupujący się wycofał. Irytowało już mniej. Następnie
nastąpiła kumulacja zainteresowania mieszkaniem. Przez moje,
spokojne jak dotąd, cztery kąty przewijały się pielgrzymki
oglądających. Wpadali w pojedynkę lub stadnie-gromadnie,
zaglądali tu i tam, utyskiwali na trudności z parkowaniem.
Wysłuchiwałam o mankamentach lokalizacji i szeregu innych wadach
lokalu. Niektóre pomysły otwierały mi ze zdumienia dosyć szeroko
oczy. Ale nic to. Kiedy przyszła kolejna rodzinka, z maluszkiem w
foteliku, zblazowana siedziałam w kuchni przy laptopie. Poprosiłam
Konrada, by był pomocny przy oględzinach. I tak zostałam
zapamiętana.....jako zrezygnowana. A ja byłam już tymi
wycieczkami zmęczona. Chciałam nawet na tydzień lub dwa zawiesić
możliwość prezentacji lokum. Ale kilkanaście minut po wyjściu z
mieszkania zadzwonił pośrednik i powiedział, że pani jest
zdecydowana na zakup. Wszystko jej odpowiadało, nawet przedłużony
termin opuszczenia przeze mnie lokalu. Dalej wszystko poszło
gładko. Zawarliśmy umowę przedwstępną, a w połowie kwietnia
spotkaliśmy się u notariusza, by sfinalizować transakcję. Moje
rozliczenia z siostrą, wbrew licznym obawom, które spędzały mi
sen z powiek, przebiegły zgodnie z moimi pragnieniami. Co prawda
nowe mieszkanie z miejscem parkingowym nie czekało na nas, ale
znalazło się inne, choć bez przydzielonej miejscówki dla auta.
Obecnie jestem po umowie przedwstępnej kupna, dostałam pozytywną
decyzję z banku w sprawie kredytu, podpisałam umowę z wykonawcą
remontu wykończeniowego mieszkania oraz lada dzień podpiszę umowę
z panem od mebli. Tylko czasami wpadnie mi przerażacz do głowy - jak
ja to wszystko zrealizuję mając dodatkową pracę po godzinach. Ale
po chwili puszczam wolno takie myśli. Wszystko czego potrzebuję
otrzymam...w swoim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz