Starałam się myśleć pozytywnie i ze wszystkich sił powstrzymywałam swe zapędy w kierunku czarnowidztwa. Było gorrrąco. Intuicyjnie czułam, że są zawirowania z kupnem mojego mieszkania, ale nie nękałam telefonami pośrednika tylko cierpliwie czekałam. Szczęśliwie wszystko poszło jak należy. Pod koniec lutego mieszkanie, którego przez prawie 2 lata nie udało mi się polubić, sprzedałam. Yeeessss. Praktycznie 3 tygodnie czekałam na przelew należności z kredytu kupującego. W tym samym czasie, pełna ufności, przy pomocy doradcy finansowego rozpoczęłam własne starania o kredyt hipoteczny. Z racji mojego dojrzałego już wieku nie byłam klientem, który może na rynku bankowym powybrzydzać. Ponadto polecany doradca okazał się człowiekiem, dla którego jego prowizja była priorytetem, a nie moje oczekiwania i możliwości. Po pewnych perypetiach ostatecznie skorzystałam z pomocy jednak tego pierwszego doradcy, który swoim euforycznym wręcz podejściem wzbudził moją nieufność, a to skłoniło mnie do tego, by poszukać innego. Finalnie, jednak właśnie przy jego staraniach, w ciągu 14 dni miałam podpisaną umowę o kredyt hipoteczny. Sprawy nabrały tempa. Na Fixly sprawnie znalazłam wykonawcę remontu łazienki, na który to zdecydowałam się w ostatniej chwili. Mieszkanie, które zamierzam kupić, na pierwszy rzut oka sprawiało wrażenie zadbanego, ale im bardziej się mu przyglądałam tym więcej odnajdywałam mankamentów. Ponieważ ceny materiałów budowlanych i usług są wysokie, a nie chciałam zadłużać się ponad miarę, stanęło, że na początek tylko łazienka poddana zostanie gruntownemu remontowi. A ten na dzień dzisiejszy zbliża się ku końcowi. Niecierpliwie czekam na efekt końcowy, bo sama wszystko zaaranżowałam i obecnie mam wątpliwości, czy moje pomysły spełnia pokładane oczekiwania. Pakowanie odkładaliśmy z Konradem jak tylko się da. Nie czułam, że to już nie moje mieszkanie do czasu, gdy wczoraj oddaliśmy mojemu synowi stół wraz z krzesłami. W salonie pojawiło się nieco wolnej przestrzeni i dotarło do mnie, że najwyższa pora zapełniać ją pudłami. Jakoś sobie tego nie wyobrażam, ale jak tylko spakujemy pierwszy karton rozruszam wyobraźnię. Najwyższy czas rozpocząć końcowe odliczanie.