Niedługo
minie rok, gdy w Polsce oficjalnie usłyszeliśmy o covidzie. Rozpoczęła się karuzela obostrzeń, lockdownów, optymistycznych
zapewnień, pesymistycznych prognoz.
Zamykanie...otwieranie...góra...dół. Pomiędzy tym wszystkim
zdezorientowani my, usiłujący tworzyć nową normalność. Pierwszy etap epidemii rozpoczął się chwilowym okresem gromadzenia
przez ludzi zapasów, a towarem deficytowym stał się np. papier
toaletowy. Jak za dawnych, niedobrych czasów. Należałam do
grupy, która do całej sytuacji podeszła na spokojnie. Nie
robiliśmy żadnych zapasów i na szczęście nie było to potrzebne. Koronawirus stopniowo wtapiał się w moją/naszą rzeczywistość. W chwili hurrra optymizmu naszych rządzących, po półrocznym
okresie oczekiwania, mogłam nawet pójść na koncert. Nie
straciłam pracy w przeciwieństwie do mojego syna. Za to miałam
osobistą nieprzyjemność bliskiego spotkania z covidem. Ale nic
to. Przetrwałam, z opcją teraźniejszych konsekwencji drapnięcia
kolcem wirusa. Może nie będą one na tyle poważne, by na stałe
wpisać się w kolejkę do następnego specjalisty. Nie przepadałam
za robieniem zakupów np. odzieżowych w internecie. Lubiłam
dotknąć, nacieszyć oko, przymierzyć. To także musiałam zmienić
w swoim życiu. W okresie gdy ulubione sklepy były otwarte, ich
zaopatrzenie było niestety marne. Nikt nie był przecież
zainteresowany robieniem zapasów, nowymi zamówieniami, zamrażaniem
kapitału. Zmuszona sytuacją, na siłę zaprzyjaźniam się ze
światem zakupów wirtualnych. Mój znajomy sklep z artykułami
szewskimi, z nowym 2021 rokiem został zlikwidowany. Nawet sznurówki
kupiłam on-line. Nie wiem, czy się przyzwyczaję. Mam ostatnio
spore problemy z godzeniem się z obecną codziennością. Tęsknię
za zapachem ulubionej knajpy, gwarem ludzi, smakiem tarty. Brakuje
mi wyjścia do kina, teatru. Od tygodnia patrzę w laptop na otwartą
stronę jednego z teatrów, który usiłuje sobie jakoś radzić w
czasie tej cholernej epidemii. Mogę wykupić dostęp do wybranego
spektaklu i obejrzeć go w dowolnej pozycji, na własnej kanapie. Ale to nie to samo ! Dopadł mnie mega wkurw. Gdzieś z tyłu głowy
tłucze się myśl, że być może taka już będzie ta nowa
normalność. Z falami zakażeń i związanych z tym restrykcji. To
wirus, nie ten to inny, będzie kształtował codzienność. A mnie
brakuje już giętkości, by się plastycznie wpasowywać w te nowe schematy.